Mój pierwszy od 7 lat maraton. Niesamowita zabawa, w sumie ponad 1000 luda chyba się pojawiło. Trochę piachu, trochę błota, troche asfaltu i komplenie płasko. Rower dopisał, kondycja i siła relatywnie też. Strasznie się zdziwiłem, że cała masa ludzi podprowadza rowery w miejscach, gdzie można spokojnie jechać. W sumie to powinienem być zadowolony, bo na ostatnim podjeździe przed metą nieco na tym zyskałem.
Wynik miałem nieco lepszy niż sobie założyłem, ale co tam, nie będę narzekał :-) Jedynie tętno maxymalne się zrewidowało z teoretycznych 189 do 196...
Więc z nowego łańcucha nic nie będzie. Jak się przyjżałem kasecie, to założyłem z powrotem stary :) Po weekendzie trza będzie kupić nową kasetę i tyle. Trzecia guma w tym tygodniu - jakieś szkło wbiło mi się w oponę i podziurawiło trzy dętki wrrr...
Druga próba zmuszenia łańcucha i kasety do wspłópracy. Jest ciut lepiej niż rano, ale nadal tragicznie. Następna wymiana łańcucha będzie w zestawie z kasetą.
Nowy łańcuch = tragedia :( Chyba kaseta już do wymiany, bo nie da się jechać. Nawet na płaskim koronki od 11 do 16 trzaskają jak szalone. Na jeden obrót korbą są ze 3-4 przeskoki łańcucha.
Na rowerze od małego.
Przerwa 2003 - 2010.
Zajeździłem Pawika, Pelikana, Wigry, 2 Jubilaty (z czego ten drugi to była lux-torpeda z przerzutką w piaście) i kilka wynalazków co to nawet nazwy chyba nie miały.
W epoce nowożytnej miałem Cannona (ehh... żyło się kiedyś na koszt starych :)) i Cuba z którym w chwili załamania się rozstałem.
Teraz podróżuję na Giancie żony i nowym Cubie (który zapadł teraz w sen zimowy)